Przeczytasz tekst w ok. 6 min.

Pastor Paweł Chojecki jest oskarżony przez prokuraturę m.in. o obrazę uczuć religijnych katolików i znieważenie Prezydenta Dudy. Grozi mu 5 lat więzienia. W piątek 28 maja br. o godz. 9:00 odbędzie się trzecia rozprawa przed lubelskim Sądem Okręgowym. Poniżej prezentujemy oświadczenie pastora Chojeckiego, redaktora naczelnego Telewizji Idź Pod Prąd, w sprawie procesu karnego. 

Tak, skrytykowałem sprzeczny z Biblią sakrament katolickiej mszy. Tak, ludzi, którzy dopuszczają się przestępstw, prześladują moją rodzinę, zniszczyli mi samochód, a jednocześnie obnoszą się ze swoim katolicyzmem, nazwałem „katolickimi mendami”. Tak, powiedziałem, że prezydent Duda zachował się jak „tchórz” i „zdrajca”. Tak, powiedziałem, że niektórzy Polacy są „gnidowaci”. I tak, jestem za rozprawieniem się z komunizmem – w zbrodniczym reżimie Korei Północnej.
Ale czy jako protestancki pastor, dziennikarz, redaktor naczelny telewizji internetowej Idź Pod Prąd, czy po prostu jako obywatel nie mogę wygłaszać swoich poglądów, swojego zdania?
Czy to, że jestem w mniejszości, jeśli chodzi o wyznanie w Polsce, ogranicza mi prawo krytyki większościowej religii katolickiej? Czy nie można oceniać prezydenta, na którego się głosowało, a który nie spełnił swoich obietnic?
Gdzie się podziała wolność słowa i tolerancja, z których w XVI wieku byliśmy znani na całym świecie?
Co się stało z naszą debatą publiczną, która w wiekach poprzednich słynęła z barwnego, odważnego języka – pobudzając cały Naród do refleksji i rozwoju cywilizacyjnego?
Dlaczego pozwoliliśmy jednej opcji politycznej lub jednemu wyznaniu dyktować nam, co mamy mówić i jak mamy myśleć?
Dlaczego za poglądy rządowa prokuratura stawia przed Sądem coraz więcej obywateli? Jak skończymy, drodzy Państwo, jeśli nie powiemy STOP zamykaniu w więzieniach za słowa?
Nazywam się Paweł Chojecki, jestem pastorem Kościoła Nowego Przymierza w Lublinie i redaktorem naczelnym internetowej Telewizji Idź Pod Prąd. I to jest moje stanowisko w sprawie procesu karnego, który toczy się przeciwko mnie w lubelskim Sądzie Okręgowym – grozi mi 5 lat więzienia.

Co może zrobić każdy z Was?

28 maja odbędzie się kolejna rozprawa. Obawiam się, że może być ostatnią i że zostanę skazany.
Większość z Was mnie nie zna i nie do końca wiecie, jak zareagować na tę informację. Oczywiście rozumiem to.
Proszę Was tylko o jedną rzecz. Nie musicie mnie popierać, nie musicie się nawet ze mną zgadzać, ale podajcie dalej tę informację – po to, by poinformować opinię publiczną, że za krytykę katolicyzmu na kazaniu można pójść w Polsce do więzienia i że polska katolicka władza próbuje cenzurować protestanckiego pastora i dziennikarza. Niech ludzie sami wyrobią sobie na ten temat zdanie.
Jako pastor i redaktor naczelny Telewizji Idź Pod Prąd bronię wolności słowa wszystkich osób, także tych, z którymi się nie zgadzam. Jako kościół i telewizja wstawiamy się m.in. za prześladowanymi przez komunistyczne Chiny Ujgurami czy wyznawcami Falun Gong. Wstawiałem się również za posłanką Scheuring-Wielgus, która ma prawo krytykować swój kościół, a także za Nergalem czy Jakubem Żulczykiem, którzy są oskarżeni odpowiednio za obrazę uczuć religijnych katolików i znieważenie prezydenta Dudy. Uważam, że każdy – niezależnie od poglądów – ma prawo swobodnie je głosić, w imię starej maksymy: „Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale zrobię wszystko, byś mógł to mówić”.

O co jestem oskarżony?

Zostałem oskarżony przez grupę hejterów i, niestety, prokuraturę o to, że w swoich kazaniach, a także programach publicystycznych i satyrycznych rzekomo obraziłem uczucia religijne katolików. W jaki sposób? Między innymi używając w kontekście katolickich sakramentów słowa „pierd”. Użyłem tego potocznego słowa nie w celu obrażania czegokolwiek czy kogokolwiek, ale w kontekście niebiblijnej praktyki pobierania przez księży opłat za sakramenty, a co za tym idzie, za drogę do nieba. Protestanci od wieków używają ostrego języka, by pokazać, że katolicka msza jest sprzeczna ze Słowem Bożym, ponieważ Jezus umarł za nasze grzechy raz na zawsze dwa tysiące lat temu i nie można powtarzać Jego ofiary podczas mszy.
Wyżej wspomnianego słowa użyłem po to, by podkreślić, że formułki wypowiadane przez księży nad hostią są nieważne i nie są w stanie przemienić jej w Jezusa. Szokującego języka używam po to, aby wstrząsnąć katolikami, by zrozumieli przekaz Jezusa o darmowym zbawieniu, nie z sakramentów, nie z uczynków, ale tylko i wyłącznie z wiary w Niego – jedynego Zbawiciela!
A tym, których razi mój język – polecam fraszki ojca polskiej literatury, także protestanta, Mikołaja Reja, np.: „BABA, CO PIERDZIAŁA U KRZCIN” czy „KSIĘDZA, CO WRÓBL OSRAŁ”. A może Reja też warto by postawić przed Sądem…?
Kolejny zarzut sformułowany wobec mnie przez lubelską prokuraturę to rzekome znieważenie osób wyznania katolickiego z powodu ich przynależności wyznaniowej poprzez użycie sformułowania „katolickie mendy”.
Absolutnie nie miałem na celu znieważenia kogokolwiek ze względu na to, że jest katolikiem. Nie mówiłem też o wszystkich katolikach. Wystarczy, aby pani prokurator Katarzyna Urban nie wyrywała moich słów z kontekstu, a zrozumiałaby, o co w nich chodziło. Oto zdanie w całości: „Przecież nas nie obszczekują komunistyczne mendy. Nas jakie mendy obszczekują? Katolickie mendy”. Nie chodzi więc ani o wszystkich katolików, ani o znieważenie kogoś z powodu jego katolicyzmu, ale o pokazanie motywacji ideowej naszych hejterów. W programie tłumaczę, że ataki na naszą telewizję nie pochodzą w większości od osób o otwartych przekonaniach lewicowych czy ateistycznych, ale od ludzi, którzy przedstawiają się jako gorliwi katolicy, a jednocześnie dopuszczają się działań przestępczych.
Wobec dwóch oskarżycieli posiłkowych w moim procesie, czyli autorów donosu na mnie do prokuratury, toczą się postępowania karne o nawoływanie do nienawiści. Te osoby od lat prześladują mnie, moją rodzinę i kościół. Nie oszczędzili nawet mojego wnuka, nazywając go „Antychrystem”. Oblali fekaliami siedzibę mojego kościoła, nawoływali do przemocy fizycznej wobec mnie. Prowadzą znieważające nas strony internetowe, na których często znajdują się pogróżki i groźby karalne wobec nas. Udostępniają także mój adres domowy w sieci. Jeden z nich został uznany przez Sąd za winnego znieważenia Żydów.
Ci właśnie hejterzy i prokuratura oskarżają mnie także o rzekome znieważenie prezydenta Andrzeja Dudy określeniami „zdrajca” i „tchórz”. Pojawiają się one w reakcji na wystąpienie prezydenta Dudy podczas debaty Rady Bezpieczeństwa ONZ w 2018 roku, kiedy nie powiedział otwarcie o zagrożeniu rosyjskim, tylko użył eufemizmu „państwo trzecie”. Użyłem ich w szerszym kontekście – przyjęcia przez Andrzeja Dudę tchórzliwej, w mojej ocenie, postawy wobec Rosji Władimira Putina. Określenia te nie mają więc na celu obrażenia prezydenta jako człowieka, a jedynie są ostrą krytyką jego działalności publicznej.
Chcę powiedzieć w tym momencie o jeszcze jednej rzeczy. Bardzo mocno angażowałem się w kampanię wyborczą Andrzeja Dudy w 2015 roku, popierając go, nawołując do głosowania na niego i wiążąc z nim nadzieję na dobrą zmianę Polski. Niestety, prezydent Duda nie zrealizował swoich obietnic i wyparł się części wartości, które głosił. Pomimo oburzenia z tego powodu, które wyrażałem w swojej działalności publicznej, potrafiłem go też chwalić za to, co zrobił dobrze, a w wyborach w 2020 roku nie stanąłem przeciwko niemu, ale zadeklarowałem neutralność i nie poszedłem na wybory. Jednocześnie do Telewizji Idź Pod Prąd zapraszałem m.in. gości, którzy wzywali do głosowania na Dudę, co pokazuje, że celem mojej działalności publicystycznej absolutnie nie jest znieważanie prezydenta, a jedynie troska o to, by godnie sprawował swój urząd – w wierności Polsce.
Prokuratura, ręka w rękę z hejterami, oskarżyła mnie także o rzekome znieważenie narodu polskiego. Jest to dla mnie szczególnie przykre. Pozwolę sobie na kilka osobistych uwag. Miłości do Polski i polskiego narodu nauczyła mnie przede wszystkim moja Babcia Teodozja Chojecka, z domu Lewkowicz – nauczycielka i organizatorka tajnego nauczania podczas niemieckiej okupacji, a jednym ze wzorów patriotyzmu był dla mnie mój Dziadek, oficer Batalionów Chłopskich. Nigdy nie znieważyłem narodu polskiego, narodu, który kocham i który poprzez moją działalność staram się promować na całym świecie.
Określenie „Polacy są gnidowaci” pojawia się w moim pytaniu mającym na celu szukanie recepty na poprawę kondycji Narodu Polskiego. Nie ma w nim więc absolutnie intencji obrażania Narodu Polskiego, a jest głosem w dyskusji, jak uczynić go lepszym. Odnosi się do pewnego typu Polaków, którzy przebywając za granicą, potrafią donieść na innego Polaka.
Co ważne, mówiąc te słowa, odpowiadam na pytanie naszego Rodaka z Polonii w Wielkiej Brytanii, które brzmiało: „Jak dotrzeć do Polonii na Wyspach i im uzmysłowić, że my pomimo wszystko jesteśmy tu gośćmi i zawsze będziemy mniejszością, że możemy się gryźć między sobą, ale na lokalnym rynku powinniśmy współpracować dla dobra nas samych, tymczasem większość skupia się na różnicach, donosach i innych świństwach. Dlaczego Polak Polakowi Polakiem?”.
I na deser… Prokuratura i hejterzy oskarżyli mnie o… nawoływanie i pochwalanie wojny napastniczej z komunistyczną Koreą Północną.
Na twarzach wielu z Państwa pojawia się zapewne w tym momencie uśmiech lub niedowierzanie. Jednak również ten zarzut nie jest ponurym żartem ani cytatem z „Procesu” Franza Kafki, ale współczesną polską rzeczywistością.
Cóż, w wyjaśnieniach przedstawionych Sądowi oświadczyłem, że zarzut ten wskazuje na ogromną ignorancję prokuratury Zbigniewa Ziobry. Fakty są takie, że to komuniści koreańscy przy współdziałaniu komunistów chińskich i materialnym wsparciu Sowieckiej Rosji zaatakowali Republikę Korei w 1950 r.
W odpowiedzi Rada Bezpieczeństwa ONZ zdecydowała o wysłaniu sił międzynarodowych na Półwysep Koreański. W tej wojnie to komunistyczne Chiny zostały uznane przez ONZ za agresora i ONZ wezwało wszystkie państwa świata do udzielenia pomocy i wsparcia swoim działaniom w Korei przeciwko komunistom. Po zaangażowaniu militarnym USA i śmierci Stalina zawarto 27 lipca 1953 r. rozejm, który trwa do dziś. Do dziś też stacjonują w Korei siły ONZ nadzorujące rozejm na granicy 38. równoleżnika. Nie można więc, po pierwsze, nawoływać do rozpoczęcia wojny, która trwa od ponad 70 lat (rozejm jest tylko przerwaniem działań militarnych, a nie zakończeniem wojny), po drugie, nie można uważać obrony przed ekspansją komunistycznych napastników za wojnę napastniczą.

Jak możesz mnie wesprzeć?

Dziękuję za wysłuchanie mnie. Jeżeli chcecie dowiedzieć się jeszcze więcej o mojej sprawie, proszę, kliknijcie w link znajdujący się w opisie tego filmu. Odpowiem też chętnie na Wasze pytania na temat szczegółów sprawy, piszcie na: [email protected].
I kiedy już zapoznacie się z moją sprawą, będę wdzięczny za wrzucenie do sieci zdjęcia z hasztagiem #SupportPastorChojecki. A dziennikarzy zapraszam na wywiad, którego chętnie Wam udzielę.
Z całego serca dziękuję i pozdrawiam!
Paweł Chojecki